Gdy uwalniamy wyleczone lub odchowane zwierzę, jego reakcja zawsze jest taka sama. Po chwili zastanowienia oddala się tak szybko jak to tylko możliwe. Tylko raz uwolnienie przebiegało zupełnie inaczej i o tym opowiada nasza świąteczna historia. Jednak, aby zrozumieć dlaczego tak się stało, powinniście się dowiedzieć jakim zwierzęciem jest borsuk, bo pod wieloma względami jest niezwykły.
Borsuki żyją w dużych rodzinach na norowiskach. Norowiska składają się z prawdziwego labiryntu nor i są rozbudowywane z pokolenia na pokolenie. Najstarsze czynne norowiska w Europie mają ponad 100 lat! Rodzina borsuków zajmuje obszar liczony w kilometrach kwadratowych. Poza norowiskiem głównym, dysponuje też z reguły drugim, wykorzystywanym w lecie. Więzi społeczne w borsuczej kolonii są silne, ale okazuje się, że nie tylko w niej. Na letnim norowisku należącym do jednej rodziny, obserwowano także dwie inne rodziny z sąsiadujących rewirów. Spędzały wspólnie czas. Coś jak weekendowy wypad na grilla do domku letniskowego u przyjaciół.
Zamiłowanie borsuków do higieny jest legendarne. W norach zawsze panuje czystość i porządek, których może pozazdrościć wielu ludzi. Zresztą spójrzcie na swoje mieszkania lub domy, trochę było sprzątane przed Świętami? No właśnie, a borsuki sprzątają regularnie. Może dlatego, że nie obchodzą żadnych świąt, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo.
Każdy borsuk jest chodzącą inteligencją. Nasz odchowywany malec dawał nam nieźle w kość, bez przerwy musieliśmy się nim zajmować, bez przerwy wymagał naszej uwagi. Wpadliśmy na pomysł, że w czasie, kiedy nie możemy poświęcać mu jej zbyt wiele – jeżowe i wszystkie inne klatki same się nie wysprzątają – będziemy go chociaż na krótko zamykać w transporterze dla zwierząt. Borsunio będzie bezpieczny i nie będzie się pętał pod nogami. Rozpracowanie systemu zamykającego transporter za każdym razem zajmowało mu nie więcej niż kilka, góra kilkanaście minut, a testowaliśmy wiele rozwiązań , zanim w końcu daliśmy spokój. Teoretycznie to było niemożliwe, bo wszystkie opakowania na borsuka były zamykane od zewnątrz. Bez trudu identyfikował mechanizm otwierający transporter, a pazurów potrafił użyć jak precyzyjnego narzędzia, było to tym łatwiejsze, że borsucze pazury są bardzo długie nawet u oseska. Otwierał bez problemu nie tylko transportery. Pewnej nocy uruchomił dwa krany, musiał mieć niezłą zabawę, bo tak jak wszystkie łasicowate, borsuki uwielbiają wodę. My zabawy mieliśmy odrobinę mniej, rankiem bardzo pilnie musieliśmy wzywać specjalistę od wywozu nieczystości płynnych czyli mówiąc krótko pana od szamba. Zabawy Borsunia przepełniły zbiornik, szkoda że nie pomyślał o zakręceniu kurków, ale z jego punktu widzenia nie byłoby w tym nic ciekawego. Tak bystry jest borsuczy dzieciak, niewiele więcej niż niemowlę. Czego można się spodziewać po dorosłych?
Dobrze, wiecie już co nieco, wróćmy do właściwej opowieści. Małego, osieroconego borsuka przywieziono do nas wiosną. Znaleziono go zdezorientowanego na szosie pod Ostrowią Mazowiecką, gdzie o mało nie wpadł pod koła. Pewnie się zagubił podczas jednego z pierwszych spacerów razem z mamą i rodzeństwem. Był głodny i odwodniony, ale dobrze zareagował na butlę z preparatem mleko zastępczym. W pierwszej chwili sądziliśmy, że jest samiczką – określenie płci małego borsuka nie jest wcale łatwe- dopiero później sprawdziliśmy dokładnie i tak Ostróżka została Ostróżkiem zwanym również czasem Borsuniem. O odchowywaniu Ostróżka można napisać bardzo wiele, anegdot starczyłoby na całkiem obszerne opowiadanie, ale to właśnie wspomnienie samego uwolnienia pozostanie ze mną do końca życia.
Kiedy szukaliśmy miejsca , w którym powinniśmy wypuścić Ostróżka na wolność, musieliśmy wziąć pod uwagę dwa czynniki: kompleks leśny musiał być na tyle duży, aby zamieszkiwała w nim przynajmniej jedna borsucza rodzina i na tyle mały i blisko ludzkich siedlisk, aby nie budził zainteresowania myśliwych. Musieliśmy mieć pewność spełnienia obydwu warunków, ale znalezienie odpowiedniego miejsca okazało się nawet łatwiejsze niż sądziliśmy.
Była druga połowa września. W bardzo ciepły dzień zapakowałem się z Ostróżkiem do samochodu i pojechaliśmy. Zatrzymałem się na leśnym dukcie, otworzyłem przestrzeń ładunkową i postawiłem Borsunia na ziemi. Kiedy szliśmy leśną drogą, postępował dwa kroki za mną , nie czuł się pewnie – byliśmy na otwartej przestrzeni , było jeszcze jasno, a dzień był słoneczny. Jednak kiedy tylko weszliśmy w las , Borsunio wysforował się przede mnie. Był zachwycony mniej więcej tak jak dziecko w parku rozrywki. Sprawdzał każdy wykrot, węszył i rozkopywał miękką glebę, zatrzymywał się i nasłuchiwał, chłonął wszystko jak gąbka.
Postępowałem za nim w pewnej odległości, zdawał sobie z tego sprawę, czasem kątem oka sprawdzał, gdzie jestem. I tak sobie szliśmy niespiesznie przez las, w pół godziny przeszliśmy nie więcej niż trzysta, czterysta metrów. Ostróżek badał swój nowy świat, a ja trzymałem się dyskretnie z tyłu, tak na wszelki wypadek. W pewnym momencie odwrócił się gwałtownie, nastroszył sierść i ruszył w moją stronę. Borsuki stroszą sierść w różnych okolicznościach: kiedy są przestraszone, kiedy chcą przepędzić intruza, ale też np. kiedy są bardzo rozbawione. Postawiona sierść oznacza zawsze bardzo silne emocje. Borsuk ze stojącą sierścią różni się zasadniczo wyglądem od zjeżonego psa czy kota – sierść borsuka jest długa i stroszy się na całym ciele od góry do dołu z wyjątkiem głowy. Borsuk przypomina wtedy wielką, puszystą kulę z niewielką głową pośrodku. Kiedy się zbliżał, widziałem jak bardzo jest przejęty. Wreszcie podszedł zupełnie blisko, musnął nosem moje kolano tak delikatnie jak tylko to potrafią robić borsuki i spojrzał w górę. Homo sapiens jest uprzywilejowany w okazywaniu uczuć , mamy ramiona, którymi możemy się obejmować, dłonie, którymi możemy się ściskać, usta, którymi możemy się całować. Meles meles (borsuk europejski) nie ma tak wielu możliwości. W delikatnym dotknięciu nosem była przyjaźń i czułość. Ale kiedy nasze oczy się spotkały, zobaczyłem tę samą pewność siebie, którą Borsunio imponował od pierwszej chwili pobytu u nas. Teraz też był pewien, że sobie poradzi. Obaj byliśmy tego pewni. Jak również tego , że nie spotkamy się już nigdy więcej. Odwrócił się ode mnie i powoli zaczął iść w głąb lasu.
Pozostałem na miejscu i patrzyłem jak odchodzi. 10 metrów, szedł pewnie , nie obejrzał się na mnie. 20 metrów, sierść wracała do naturalnego położenia, emocje go opuszczały. 30 metrów, zniknął w gęstwinie i tylko ruch liści wskazywał miejsce , w którym go widziałem po raz ostatni. Zdałem sobie sprawę , że wszystko co się przed chwilą wydarzyło ocierało się o magię. Jak wielu ludzi przeżyło coś podobnego, jak wielu miało w ogóle kiedykolwiek na to szansę? Byłem szczęściarzem. Tylko wobec tego skąd ten nieznośny ucisk w gardle i wilgoć na policzkach. Nie potrafię policzyć ilu zwierzętom zwracałem wolność i zawsze potrafiłem zachować dystans. A tu nagle coś takiego. Zawstydzający brak profesjonalizmu. Chociaż może nie do końca. Takie sceny widywałem tylko w filmach i zawsze byłem wobec nich sceptyczny. A teraz to nie seans „Elzy z afrykańskiego buszu” tylko rzeczywistość. I przeżycie tak intensywne, że nie da się go ubrać w żadne słowa. Byłem szczęściarzem. Nie wiem jak długo wpatrywałem się w miejsce , w którym zniknął Ostróżek. Czas stanął w miejscu. Może chciałem mieć pewność, że nie powróci , a może miałem nadzieję, że jednak to zrobi i zobaczę go jeszcze raz. Nie wrócił. W końcu powlokłem się do leśnej drogi na której zaparkowałem pickupa. Włączyłem silnik i niedługo później dotarłem do asfaltu. Wróciłem do świata pozbawionego magii, świata ludzi.
Ilekroć przejeżdżam niedaleko lasu w którym uwolniłem Ostróżka – a przejeżdżam często – zastanawiam się nad tym, jak potoczyły się jego losy. Przy odrobinie szczęścia szybko natknął się na borsuczą kolonię, a ta go przyjęła. Pędzi szczęśliwe życie, pełne zabaw w berka z innymi młodymi borsukami i delikatnych, czułych muśnięć czarnym jak smoła nosem. To optymistyczny scenariusz, ale też dosyć prawdopodobny, dlatego lubię myśleć, że właśnie tak wszystko się potoczyło. Jednak tak jak w przypadku wszystkich innych uwolnionych zwierząt, nigdy nie będę wiedział na pewno. Może to i lepiej.
W świątecznej opowieści przydałaby się jakaś optymistyczna puenta. Ale jej nie będzie. Borsuk europejski jest gatunkiem chronionym w wielu krajach, jednak nie u nas. W Polsce można zabijać borsuki zupełnie bezkarnie. Polowanie na borsuki w XXI wieku jest aktem współczesnego barbarzyństwa. I nie wygląda na to, abyśmy doczekali się zmiany prawa na takie, które obowiązuje w cywilizowanym państwie. Barbarzyńcy w naszym kraju mają się dobrze.
O.S.